Jadę w korku a raczej toczę się. Toczę się i zerkam na bilbordy. Akurat zatrzymuję się pod reklamą pobliskiego przedszkola reklamującego swoją wielojęzyczną pedagogikę nauczania dzieci. Właściwie po co Trzylatkowi angielski i hiszpański? Rozumiem oczywiście sens nauki języków obcych, ba nawet rozumiem potrzebę posługiwania się językami obcymi.
Tylko mam małe "ale" w temacie przedszkolnej edukacji językowej.
Czym innym jest dla mnie dziecko wychowywane w rodzinie wielojęzycznej a czym innym wkładanie do przedszkola, gdzie pani Basia mówi "yes" a pani Krysia mówi "si", gdy 3 letni Krzyś spyta "cy może jesce kotlecika", przy obiedzie.
Ciekawie o wielojęzyczności piszą Dziecisąważne i mogę przyjąc podane tam argumenty pod jednym wszak warunkiem:
Żeby ta multijęzycznośc była poparta nauką empatii. Bo opanowanie mowy nienawiści w 2 czy 4 językach jest tak samo niszczące co w jednym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz