sobota, 29 kwietnia 2017

Ż jak życie

Siedzę w poczekalni, Mała Zi tymczasem ciężko pracuje z panią Logopedką. Siedzę i przeglądam prasę z lokalnego "podajnika". Właśnie przeczytałam swój horoskop z ... czerwca 2016. Z przyjemnością odnotowałam to pasmo sukcesów jakie mnie wtedy spotkało. Och tak, te intratne propozycje, dalekie podróże wszystko to czekało mnie w kolejnym okresie "rozliczeniowym" (owe pismo wydawane jest co dwa tygodnie). Szybko sprawdziłam w pamięci ...ach tak. Początek lipca 2016. Brawo! Sama nie wiedziałam, że tak dobrze się u mnie działo. Cudownie trafiłam na stary magazyn dla kobiet, który mi to właśnie unaocznił. Ba, tak to bywa. Jak jest dobrze to jest dobrze a jak jest źle to wszystko jest do d. nawet my sami. No, zwłaszcza my sami. 

Umiec zauważyc piękno w jednej minucie, szczęście w kilku sekundach... rozróżniac, wyróżniac...Podobno szczury chichoczą w paśmie ultra dźwięków. Przepadają wprost za łaskotaniem. A ktoś mi kiedyś wspomniał o bawiących się ze sobą psach i niedźwiedziach polarnych nad zatoką Hudson. Ależ to musiał byc widok. Myślę tak...Kartezjusz nie miał racji. Częśc ludzi nie ma duszy, a większośc zwierząt ją ma. Przecież radośc jest taka uduchowiona. Widziałam wczoraj dwie sroki, które wchodziły na usypany, na terenie budowy, piaskowy wzgórek a potem turlały się (!) z niego radośnie pokrakując

Życie jest piękne. Moje tym bardziej bo mogę dotknąc szczęścia wplatając palce we włosy moich córek. Otulac radośc ramionami wokół nich. 

Dziękuję.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Rozwój mowy a komunikacja

Sen z oczu spędza mi wiele spraw, na tyle dużo, że ze zmęczenia przesypiam kilka godzin nocą...

Jedną z nich jest "mowa". Mała Zi, nie mówi w sposób ogólnie zrozumiały. Używa jednak nazw w odniesieniu do określonych przedmiotów, czynności czy zwierząt. W tym ostatnim przypadku najczęściej jest to wydawany "paszczą" odgłos danego zwierzątka. Ostatnio opanowała je również w języku angielskim. Logopedzi mówią, że z uwagi na opóźniony rozwój muszę poczekac na efekty. Ja jednak mam wrażenie, że nie do końca zdefiniowany jest realny powód takiego a nie innego rozwoju tej funkcji w przypadku mojej latorośli.

Przeczesałam Internet i kilka książek w temacie rozwoju mowy. Wiem, że powinnam zając się tym tematem wcześniej. Lekarka prowadząca z Pilickiej kazała skupic się na chodzeniu a nie na komunikacji, gdy Zi miała rok. Wtedy myślałam, że to logiczne, teraz wiem, nie..nie ... teraz mam przeświadczenie, że to było błędne założenie. Nikt z nas nie opanowuje umiejętności po kolei i "liniowo". Dlaczego miałoby to dotyczyc dzieci z ZD?


Przygotowanie do komunikacji (nauka mowy i w późniejszym etapie czytania) są tak samo ważne jak rehabilitacja ruchowa. Masaż metodą Castillo-Moralesa powinnam była wprowadzic już od pierwszych dni po operacji serca, maksymalnie w kolejnym miesiącu. Podobnie z zajęciami logopedycznymi. Temat "zawaliłam" na całej linii. Na szczęście od razu "wskoczyliśmy" w metodę krakowską i dzięki niej Zi "ruszyła" z mową. Teraz mamy zajęcia logopedyczne ok.3 godzin w tygodniu i nie uważam aby to było za dużo. Nie chodzi zresztą o to co ja uważam ale co uważa Zi. Ona uwielbia się uczyc...niestety nie ze mną. Nikogo z domowników nie traktuje "poważnie" w tym temacie. I to jest aktualnie mój największy problem. Bardzo chciałabym z nią pocwiczyc np. w weekendy, bawiąc się. W tym momencie wspomagam się nie akceptowalnymi przez terapeutów mediami: telewizją i internetem. W przypadku tego drugiego zwłaszcza, ściągnięcie gier logopedycznych, piosenek, filmików dedykowanym cwiczeniom mowy, dla mnie jest wybawieniem. Cokolwiek by na to nie powiedzieli terapeuci.

Nie ma dnia abym się nie złapała jaką jestem niedomyślną  mamą. Chyba sobie wytatuuję na przedramieniu "więcej słuchaj a usłyszysz". Mała Zi bowiem bardzo stara się mi pomóc w tej naszej komunikacji. Niestety to ja za nią nie nadążam... Żenująca matka...

W większości zgadzam się z informacjami zawartymi w tych pięciu artykułach poświęconych tematowi, dlaczego dziecko z ZD może nie mówic. Oto one: 

 Ponieważ Mała Zi do mówienia się "zabrała" zostaje mi jedynie uporządkowac to co robimy w domu. Czy nie jest za późno na metodę DOMANA? Sądzę, że nie. Jak jest zobaczymy pracując w domu. Czas na opracowywanie strategii może wydawac się zbyt późny ale w takim wypadku nigdy nie jest za późno. Właśnie przeczesuję Internet w poszukiwaniu dobrych materiałów. Trzymac kciuki bardzo proszę:)
 
Polecam bardzo fajne cwiczenia jakie dostaliśmy w Amicusie, ponieważ są one na stronie Zdąrzyc z Pomocą to podam link a nie będę ich tu cytowac. - LINK DO CWICZEŃ.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Z jak zmiany



Obserwując "horror" związany z kolejną zmianą systemową w polskiej edukacji drżę o przyszłą edukację moich dzieci. To co proponują mi w kwestii starszej już znam i tym bardziej obawiam się odsłony koncepcji edukacji specjalnej i integracyjnej jaką będą chcieli nam zafundować....


To do nas należy, w tej sytuacji, by zadbać o jakość kształcenia (przyszłościowo też zawodowego) naszych dzieci. Rozwiązania systemowe mają być znane w listopadzie ale nigdzie nie znalazłam listy doradców, która by mi zaimponowała. Znów będzie daleko od realiów?


Maria Montessori pisała "lata świetlne temu":

"Gdzie doprowadzi nas posiadanie dyplomu w tych czasach? Czy można być choć pewnym, że zapewni nam godne życie? Jak możemy wyjaśnić ten brak pewności? Powodem tego jest fakt, że młodzi ludzie spędzają swoje lata słuchając słów, a słuchanie nie czyni człowieka. Jedynie rzeczywista praca i doświadczenie prowadzi młodego człowieka do dorosłości.

W mojej wizji przyszłości, młodzi ludzie nie zdają kolejnych egzaminów przechodząc ze szkoły średniej na uniwersytet. W mojej wizji przyszłości młody człowiek przechodzi z jednego etapu samodzielności do kolejnego – wyższego, dzięki swojej własnej aktywności, wysiłkowi własnej woli. To właśnie stanowi wewnętrzny rozwój człowieka."

Szkoda, że nie cytowano ich mojemu pokoleniu i kolejnym gdy wybieraliśmy kierunki studiów. Szkoda, że nikt nie przeczytał tego władzom, gdy likwidowano szkoły zawodowe zamiast dostosować je do realnych potrzeb. Szkoda. Szkoda. Szkoda...

Dośc narzekania i "szkodzenia". Czas działania przed nami. Teraz czas inspiracji i uważnego słuchania pomysłów z góry. I czas reagowania na nie. Wielu psychologów zwraca uwagę na przydatność osób z ZD do określonych zawodów. Oczywista oczywistość powiązana z cechami charakteru. Tak więc praca z ludźmi starszymi w domach opieki, praca z dziećmi w przedszkolach. Swoją drogą, gdyby to było normą to ile mniej hejtu byłoby wśród młodzieży i wyzwisk typu "ty Downie"... Praca w usługach i handlu, gdzie uśmiechu w naszej kochanej Ojczyźnie jest jak na lekarstwo. Czy jedynym decydentem co do kierunków kształcenia zawodowego będzie maksymalny poziom intelektu, jaki osoba z ZD może osiągnąć? Swoją drogą czy ktoś bada aktualnie jakie osiągają średnie osoby z ZD (w skali statystycznej a nie jednostkowej) czy nadal opierają się na danych sprzed dwóch czy trzech nawet dekad? Mam wrażenie, że świadomość urzędniczych decydentów jest bardzo niska. Czekam aż przyjdzie czas gdy potrzeby osób z niepełnosprawnością intelektualną staną się przedmiotem debaty społecznej. Zaś sami zainteresowani przy wsparciu bliskich zaczną zabierać głos w sprawach ich dotyczących. To bardzo trudne dla nas, rodzin, bowiem umiejętność bycia mentorem a nie nadopiekuńczym rodzicem jest do wyuczenia...w trudzie i pocie czoła:)

A tu kilka inspirujących artykułów, bo aktualnie tylko to mi zostaje...:

 
Sport, książki i matematyka. 



Jak zawsze od Jarka, któremu bardzo dziękuję za reserch tematyczny:)


czwartek, 20 kwietnia 2017

U jak uśmiech

"Wyobraźmy sobie, iż istnieje planeta bez szkół lub nauczycieli, gdzie nauczanie nie jest znane, a jednak jej mieszkańcy poprzez codzienne życie i poruszanie się dowiadują się wszystkich rzeczy, a w ich umysłach odbywa się cały proces nauczania. Myślicie pewnie, że przesadzam? Oczywiście, to wydaje się dziwaczne, a jednak jest rzeczywistością. To sposób, w jaki uczy się dziecko. Taką właśnie ścieżką dziecko podąża. Uczy się wszystkiego bez świadomości, że jest to nauka. Stopniowo przechodzi od nieświadomości ku świadomości, krocząc ku coraz większej radości i miłości. " 
 
Ten świetny tekst jest autorstwa nieocenionej Marii Montessori, która poza Januszem Korczakiem jest dla mnie ciągłą inspiracją w kwestii wychowania dzieci. Tekst ten jest tym bardziej mi bliski, że towarzysząc Małej Zi w jej codziennym życiu odnajduję jego prawdziwość na każdym kroku. Trudno mi czasem dotrzymać jej kroku bo od razu próbuję przetwarzać ową rzeczywistość na znany mi najlepiej świat "dorosłych". Na szczęście czasem zatrzymuję się w pół kroku i pozwalam by cała ta "mądrość" do mnie dotarła. Ostatnio "odkryłam" psychologię Carla Rogersa, która wpisuje się w  optymistyczny i holistyczny nurt podejścia do człowieka.  Rogers uznał, że człowiek o zdrowej osobowości to ktoś, kto świadomie potrafi kształtować własne emocje i życie  i jest też odpowiedzialny za swój rozwój. Zaczęłam się zastanawiać czy jest możliwe by osoba z ZD była takim właśnie w pełni funkcjonującym człowiekiem.  

Carl Rogers uznał, że osoba w pełni funkcjonująca wyróżnia się między innymi otwartością na  uczucia i emocje (swoje i innych ludzi), dąży do wzbogacenia własnej osobowości  (ciągłe zmiany i ciągłe kształtowanie), jest otwarty na doświadczenia, umie funkcjonować w wymiarze „tu i teraz”( elastyczność w przyjmowaniu tego co się nam przydarza i jakie temu towarzyszą emocje), ma zaufanie do samego siebie, do własnego organizmu, kreatywnie podchodzi do życia (szuka rozwiązań nie skupia się na problemie, jest twórczy i spontaniczny), umie podejmować decyzje zgodnie z własnymi przekonaniami. 

Wiem..wiem...nierealne...

Ale gdyby...przecież można wychować człowieka w kierunku "zdrowej osobowości"....Negatywne doświadczenia, niekorzystne warunki rozwoju to wg. Rogersa punkt wyjścia również do dobrej zmiany. Czy będę w stanie pomóc Małej Zi rozwinąć drzemiące w niej możliwości? Zresztą nie dotyczy to tylko młodszej ale i starszej córki. Cóż...trzeba spróbować...trzy, dwa, jeden...

Każda nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku i ich uśmiechu....

sobota, 15 kwietnia 2017

dieta


Naczytałam się i nasłuchałam o dietach, którymi trzeba dzieci z ZD "traktować". 

O tym, że będzie gruba bo każde dziecko z ZD jest grube nie będę si.ę rozwodzić. Nie widzę sensu...Kto czyta moje wpisy wie dlaczego, więc też nie będę uzasadniać...

Dla wszystkich, którzy na słowo dieta przewracają oczami, zamieszczam link do Wikipedii - LINK - gdzie wyjaśniona jest definicja tego słowa a nie jedynie potoczne jego rozumienie. W pewnej mierze przypadła mi do "gustu" (choć raczej to mało gustowne porównanie) koncepcja  traktowania zespołu Downa jako choroby metabolicznej. Propagatorką tego założenia jest pani  dr Jolanta Ganowicz. Miałam przyjemność zapoznać się z jej wykładem  pt. "W poszukiwaniu Anty-Downa- próby farmakologicznego niwelowania wpływu dodatkowego chromosomu"
Podkreślę to co dla mnie wydaje się istotne wraz z komentarzem:

"Filozofia wczesnej interwencji jest obecnie szeroko praktykowana w krajach wysokorozwiniętych, jako przynosząca znaczne korzyści dziecku i rodzinie. Opiera się na bazie intensywnych ćwiczeń domowych lub w odpowiednich ośrodkach szkoleń, w tym terapii mowy już od najmłodszego wieku. " -
Trudno się nie zgodzić. to wczesna interwencja powinna nas znaleźć a nie my jej szukać. Temat szeroki jak rozlewiska Wisły po zimie, więc pewnie do niego wrócę.

"Dzieci z zespołem Downa mają zaburzony metabolizm każdej komórki, bo wszędzie wepchnął się dodatkowy 21 chromosom. Dlatego do diety takich pacjentów, terapii lekami czy leczenia podażą witamin należy podchodzić indywidualnie bez zachłystywania się niczym nie popartymi mitami, że jeśli będą np. przyjmować wyciągi z grasicy, to będą ładniejsze, a ich rozwój intelektualny będzie lepszy. " - Cudów nie oczekuję. Wiem, że racjonalne podejście do zdrowego żywienia to istotny filar jego dobrego rozwoju. Inne filary to wsłuchanie się w dziecko jego potrzeby i możliwości, nie w nasze oczekiwania oraz nie szufladkowanie siebie i dziecka w "niepełnosprawność" a ostatni i najistotniejszy to.. miłość, miłość, miłość.

"Niewłaściwe odżywianie, przyjmowanie niepotrzebnych leków itp. burzy równowagę hormonalną, neurologiczną, enzymatyczną itp. uniemożliwiając rozpoznanie właściwych potrzeb organizmu. Staje się przyczyną szeregu zaburzeń. Przykładem może być standardowa podaż witaminy D3. Zbyt duża jej ilość prowadzi do zwiększonego osłabienia mięśni, zaparć, opóźnień w rozwoju ruchowym. Dotyczy to również podawania witamin krwiotwórczych C B. kwasu foliowego i żelaza." - Badania regularne i mądry pediatra, dobry lekarz od holistycznego ujęcia i ufająca instynktowi mama. Wystarczy.
Z dużą uwagą śledzę temat korelacji pomiędzy autyzmem a zaburzeniami pracy jelit. Wiem, że to nie porównywalne "Down" - "Autyzm" jednak dobra praca jelit wydaje się być najistotniejszym czynnikiem wpływającym na rozwój dziecka z zaburzonym metabolizmem. Warto więc pokusić się o badania jelit i całego układu pokarmowego u dzieci starszych. Podawanie probiotyków w momencie gdy dziecko nie chce jeść naturalnych "siedlisk" zdrowych bakterii wydaje się mi oczywistością.

Dla zainteresowanych zgłębieniem tematu polecam artykuły : Dieta ZD wg. USA, Żywność fermentowana. Sama kiszę jak szalona. Jemy wszyscy poza ... Zozolem. Przede mną duży wysiłek intelektualny, jak namówić Małą Zi do jedzenia "kiszonek". Ma ktoś pomysł?

Z prostych zaleceń staram się:
1. Jak NAJMNIEJ przetworzonej żywności.
2. Jeśli masło to z Omega 3 i kwasem masłowym. 
3. Oliwa z oliwek i olej kokosowy z pierwszego tłoczenia i z określonym miejscem pochodzenia.
4. Nie lubiane warzywa przemycam w koktajlach. Pisałam  O TYM TUTAJ.
5. Badanie poziomu witamin i minerałów w organizmie co pół roku.
6. Samodzielne "pieczenie" wędlin (eliminacja zbędnego glutenu).
7.Jeśli produkty mleczne to nie samo mleko tylko pochodne - jogurty bio, jogurty naturalne z dodatkiem owoców lub własnych konfitur.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Siostrą być...

CZEMU NIE MA DNIA SIOSTRY? 

Dobrze, że jest dzień rodzeństwa chociaż...później ustalony niż Międzynarodowy Dzień Królika... bez komentarza bo nie o tym miał być post. Rodzeństwo osoby niepełnosprawnej..temat, który zgłębiłam lekturą książki wydanej przez "Bardziej Kochanych".  O tym rozmawiali też podczas ubiegłorocznego turnusu rehabilitacyjnego wRowach. Ponieważ byłam po ww lekturze na to właśnie spotkanie nie poszłam. Dlaczego?
Bo nie do końca akceptuję TEN sposób rozumienia tematu. Mała Zi wymaga dużo uwagi, czasu i atencji. Nie przeorganizowałam sobie po jej urodzeniu życia jak po pierwszym dziecku. Musiałam je totalnie zmienić.Oczywiście chcąc nie chcąc Panna O pozostawała na drugim planie...jednak czy tak nie jest zawsze gdy rodzi się kolejne dziecko w rodzinie? Różnica wieku pomiędzy dziewczynkami potęgowała na pewno uczucie "odstawienia". Ja ze swojej strony starałam się zrobić wszystko by zgrać ten duet. Mała Zi akceptuje starszą siostrę bezwarunkowo. JEst dla niej większym autorytetem niż ja w temacie zabaw i naśladowania w życiu codziennym. Czy Panna O nadal uważa Zojkę za konkurencję? Nie. Wie, że to jej młodsza siostra, która wymaga więcej uwagi innego typu niż ona. Stając na głowie aby tej uwagi było tyle samo czasem czuję się pogubiona ze sobą..ale z czasem (ach ten czas) udaje mi się osiągać constans. 

Nie kryję przez Panną O swoich emocji ale staram się nie wciągać jej do swoich problemów. Emocje zawsze nazywamy...to daje nam poczucie kontroli nad nimi. Szczerość. Otwartość. Miłość. Są dni, gdy Panna O mówi, że chciałaby mieć 3 latka jak Zojcia...ma tu jednak na myśli brak szkolnych obowiązków a nie moją większą atencję dla młodszej córki. Na pewno inaczej układają się relacje gdy różnica wieku jest mniejsza lub znacznie większa lub gdy rodzeństwo jest innej płci. Tu się nie wypowiadam bo jestem praktyczką a nie teoretyczką w temacie:)  Nie ukrywałam przed nią nawet jednego dnia, że Mała Zi ma zespół Downa. I tak wiedziała, że coś jest nie "hallo" skoro spędziłyśmy tyle czasu w szpitalach. Zaczęłam od większego "strachu" wady serca. Narysowałam serce, dziurki, wyjaśniłam jak będzie wyglądała operacja. Potem dopiero gdy ugasiliśmy "pożar" kardiologiczny przeszłam do zagadnień genetyki:).  Powiedziałam jej, że siostra ma o jeden chromosom więcej niż większość z nas i będzie przez to inna. Inna jest też Panna O będąc leworęczną.  Różnimy się między sobą a różnice to nic innego jak inność. Nic gorszego. Tylko innego. Zero nacechowania słowa negatywnymi emocjami. Leworęczni, rudzi, autystycy, downy, niewidomi,czarni, żółci, imigranci, grubi, chudzi...ect... 

Pannę O bardzo boli, gdy ktoś "wyróżnia" Zojkę. W przedszkolu, gdy chłopiec (niezbyt grzeczny) mówi, że Zi jest głupia widzę jak to boli moją starszą córkę. Teraz moim priorytetem jest  pomoc jej w radzeniu sobie z  negatywnymi emocjami.

Dodatkowo zawsze jest czas "tylko dla". Mamy swoje własne tajemnice z Panną O, wypad do kina, pączek w cukierni, spacer w kierunku... Takie same rytuały (nie te same!) mamy z Zi. One też lada moment wypracują swoje. Na tym to polega. Jesteśmy różne jednak łączymy się w całość...w wersji trójka czy duety:)

środa, 5 kwietnia 2017

J jak jedzenie

 Każdy rodzic dziecka z ZD natrafia na ten problem - problemy z metabolizmem lub mówiąc bardziej prostacko: otyłość. W wielu publikacjach na ten temat uspakajają, że dopiero w późniejszym etapie (ok.5-6 roku życia) dziecko z ZD ma tendencje do tycia...Tylko tendencje są również pochodną początkowego stylu żywienia naszych dzieci oraz warunków genetycznych jakie im dodatkowo przekazaliśmy. Ja w to święcie wierzę. Mała Zi już jest "fest" babką i centyle w wadze mamy górne możliwe dla jej wieku. Niestety w jej przypadku popełniłam ten błąd, że po pierwszym okresie (zaburzone łaknienie przy chorobie serca, operacja i okres rekonwalescencji) z radością witałam każdy wypity sok (odżywcze) czy zjedzony serek (uff nareszcie je). 

Dumna jestem z siebie bo udało mi się "wcisnąć" małej warzywa (zielone) w formie, za którą przepada. Nie ma dnia bez kilku mikro-szklanek (100 ml) owego zielonego miksa. 

Zielony miks Małej Zi

1 liść jarmużu bez szypułki
3 łyżki zielonej pietruszki
1 garść liści szpinaku
4 cm kawałek łodygi selera naciowego
4 cm kawałek zielonego ogórka
1 szklanka wody
sok z połowy cytryny
1 łyżka miodu (wrzosowy, lipowy, akacjowy) 
1 banan
1/4 łyżeczki imbiru 
1/2 jabłka lub 3 łyżki owoców typu papaja, arbuz, mango, melon, ananas

Najpierw miksuję z wodą liście dopiero potem dodaję owoce a na końcu miód i cytrynę. 

Inspiracją do koktailowania są dla mnie publikacje Kasi Błażejewskiej-Stuhr. W ubiegłe lato Zi przepadała za tym pobudzającym, napojem popeya też nie wzgardziła. 
Co do jedzenia to w każdym domu przyda się zmiana na bardziej racjonalne podejście...Sama staram się piec mięso na wędliny wcześniej marynując je w różnych konfiguracjach przypraw. Cukier biały  zastąpiłam brązowym, miodem i ksylitolem. Białego pieczywa Małej Zi nie daję, po prostu zachowuję się jakby go nie było. Zresztą sporadycznie jadamy pieczywo wogóle:) Niestety w przedszkolu moja młodsza córka podczas posiłków nadrabiała wszelkie "zaległości". Teraz mam już ustalone z dziewczynami z przedszkola wytyczne co do diety.

Był czas, że Zi uwielbiała zupy, niestety ten czas minął. A szkoda bo zaczynałam być specjalistką od wszelkiej "maści" zupy krem (nie lubiła kawałków w zupie). Niestety zaczęła wybrzydzać na ryby, których reklamą mogła być do 3 roku życia. Zamiast ziemniaków - ryż. Gdzie się nie da uniknąć określonych produktów (kurczak, makaron) kupuję produkty najwyższej jakości, ekologiczne, jak najmniej przetworzone.


Mała Zi bardzo lubi pomagać w kuchni i jak na 3,5 latkę wychodzi jej to całkiem sprawnie. To dobry sposób na terapię:). Wszak gotowanie uważane jest za funkcjonalny odpowiednik szachów:). Zaplanować ruchy trzeba do końca rozgrywki:)  albo co najmniej trzy do przodu. Różne faktury, mieszanie, łączenie smaków. Zaangażowane w ten sposób wszystkie zmysły wpływają na rozwój mózgu. Wyostrza się koncentracja, poprawia komunikacja i uczy pracy w grupie. Wyrabia potrzebę decydowania i wyboru. To jest doskonałe dla dzieci z ZD.

sobota, 1 kwietnia 2017

Kto mnie zatrzyma

 
“The question isn't who is going to let me; it's who is going to stop me.”

Ayn Rand

Zdaje sobie sprawę, że podawanie jako motto do dzisiejszego posta słów filozofki na której dźwięk nazwiska, każdy społecznie czuły lewicowiec dostaje gęsiej skórki  może być źle odebrane. Mam jednak potrzebę (aktualną ale też podskórną) by wnikać w niektóre cytaty. W "innych" ustach i w innym kontekscie nabierają zupełnie nowych znaczeń...Chociażby te właśnie...

 Nie pytam o to, kto mi pozwoli, ale kto mnie powstrzyma.

Patrząc na Małą Zi mam wrażenie, że w przypadku dzieci koncepcja "cnoty egoizmu" jest naturalna dla gatunku ludzkiego i to przez socjalizację temperujemy te małe istoty. W tym kłopot bo odpowiedzialność duża. Zwłaszcza, gdy ma się istotę z dodatkowym chromosomem. Nieprawdaż?

Jednak to dzięki pracy z "takim" właśnie dzieckiem dorosły człowiek odkrywa, że tak jak on kształtuje dziecko tak i ono tworzy go od nowa. Dokładnie jak w koncepcji Rogersa, mam tu na myśli potrzebę samoaktualizacji. My jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za właściwą wizję samego siebie naszych dzieci. To my pomagamy tworzyć zdrową osobowość przez odpowiednią dozę miłości, szacunku i towarzyszącego wychowania. Nie opresyjnego czy krytycznego ale towarzyszącego jak w podróży. Podroży przez życie. Miłośc bezwarunkowa nie musi oznaczać braku norm. Nie oszukujmy się, nikt nie wychowa zadufanego w sobie dorosłego przez przytulanie, obdarzanie uśmiechem i całowanie. Nie jest to symptomem wychowania wadliwego, gdy dajemy dziecku poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że niezależnie od wszystkiego zawsze będzie przez nas kochane. To przecież dają nam dzieci, gdy są malutkie i w wersji "przedłużonej gwarancji" dzieci z ZD.

Poczucie szczęścia.

Ostatnio dopadło mnie "hygge". Teraz przecież panuje moda na "hygge" więc trudno nie wiedzieć o co chodzi, zwłaszcza gdy jest się kulturoznawczynią, nawet z "papierka".  Hygge z prajęzyka staronordyjskiego łączy dwa pojęcia  hyggja  "myśleć" i "czuć się zadowolonym". Można oczywiście popędzić do sklepu i zakupić odpowiednią ilość świeczek, w wersji bardziej "de luxe" zrobić kominek by widok ognia dawał nam szczęście. W naszym przypadku odnajdywanie szczęścia zaczęło się od świadomości koniecznej zmiany i możliwej straty - narodziny Zi i jej operacja na serduszku. Bliskość. Ciepło. Nawet w najnieprzyjemniejsze zimowe wieczory to każda drobnostka "in plus" nanizana na sznureczek codzienności.

Najciekawsze, że bliskość moich córek daje mi jednocześnie  bezpieczne schronienie jak i buduje moją siłę. W moim więc przypadku obędzie się bez świeczek do szczęścia :)