Pierwsze doznania z nowego smaku. Wątpliwośc czy da się zjeśc. Pierwszy
kęs. Smaczne. Ba, pyszne. Słodkie do granic możliwości. Mała Zi
przeszczęśliwa podczas pierwszego spotkania z watą cukrową...
Przestrach, lekka niepewnośc...
Po pierwsze to cukier. Czysta postać niezdrowego narkotyku dla mózgu, której taka dawna zaowocuje potężnym mega rakietowym napędem i Mała Zi zniszczy co najmniej dwie galaktyki do wieczora. Ja za to padnę na pysk i kolana obok jej łóżka próbując owe galaktyki posklejać od nowa.
Po drugie to wata. Cukrowa oczywiście ale dla niej ma konsystencje i wygląd waty. A co będzie jak zacznie mi w domu wcinać zwykłą watę? Nie upilnuje i skończymy w szpitalu.
Umiejętność obserwowania bez oceniania jest najwyższą formą inteligencji.
Jiddu Krishnamurti
Mijają dni. Mała Zi nie je wacików ani waty. Używa je "klasycznie" do zmywania twarzy. Niski próg zaufania do inteligencji własnego dziecka, nawet takiego z ZD , świadczy o nie bójmy się użyć tego słowa, głupocie matki rzeczonej Małej Zi. Cóż, na głupotę dorosłych można tylko wzruszyć ramionkami. Takimi w rozmiarze 104. Ba, przecież się nawet taką matkę kocha. Nawet jeśli wpada na pomysł by mówić za każdym razem, gdy biorę wacika "Ale Zozo tego się nie je". Pewnie, że nie. Przecież tym się buzie zmywa. A co? Ty to jesz jak jak nie widzę? O rany! Muszę Cię zacząć pilnować...mamo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz