To nie jest tak, że jak jakąś "himalaje" opisałam to już szast prast i nie ma...kłopotów. Zozo nie ogarnia rajstop, butów ze sznurowadłami, przodu-tyłu spodni czy bluzeczek. Ubiera się sama chętniej o ile ma ochotę się ubrac. Zębom poświęca połowę czasu przeznaczonego na szminkowanie ust. Dziś na przykład postanowiła poprawic swoją urodę moim tuszem do rzęs. Było co ścierac i bolały oczki, niestety. Rzęsy sobie tak "wynorkowała", że chyba sztuczne nie wyglądałyby równie dobrze:)
Nadwrażliwośc a co za tym idzie suszarkę ogarnęliśmy słuchawkami :) jednak 100% odpieluchowanie to jeszcze przed nami. Noc w pieluszce to standard. Posiuskowywanie ? Posiusiwanie? (do jasnej ciasnej...jak to się odmienia) Zdarza się w przedszkolu prawie codziennie. W domu nie. Kwestia pilnowania się Zozo by przypomniec sobie o potrzebie w wirze doskonałej zabawy.
Wszystkie "himalaje". Wszystkie trudności. Każdy dzień. To takie namacalne odczucie, że się żyje. Pamiętam jak Panna O będąc niemowlakiem cierpiała na problemy z brzuszkiem i kłopoty z zasypianiem. Lulałam ją po godzinie lub dwie aby usnęła. Spiewałam wymyśloną piosenkę, tak trudną do wymówienia, żeby nie usnąc i nie upuścic małej. Wtedy też czułam każdym centymetrem nieprzespanych zwojów mózgowych, że żyję:)
Jak to szło?
"Cicho sza, cicho sza. Pędzi sobie mała pchła.
Cicho sza, cicho sza. Dokąd pchła ta mała gna.
Cicho sza, cicho sza. Pędzą cztery łapki pchły i jej też malutkie kły.
Cicho sza, cicho sza. Pędzi sobie mała pchła.
Cicho sza, cicho sza. Dokąd pchła ta mała gna.
Cicho sza, cicho sza. Pędzą cztery łapki pchły i jej też ogonek zły.
Cicho sza, cicho sza. Pędzi sobie mała pchła.
Cicho sza, cicho sza. Nie wie pchła ta dokąd gna."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz