Przez 9 miesięcy chodzisz radosna, no może nie dokońca bo przecież różnie to bywa. Twój organizm dopasowuje się do potrzeb tego co nosisz w sobie. Dziecka. Dzieci. Badania nic złego nie "wieszczą". Jedziesz na KTG. Wchodzisz na salę porodową. Wjeżdzasz na salę bo zrobiono Ci cesarkę, czasem tak wychodzi.... Rodzisz. Dotykasz policzkiem policzka najcudowniejszej istoty, która dotąd była integralną częścią Ciebie...i...coś jest nie tak. Nic nie wiesz. Nikt nic nie chce powiedziec...szepty, litościwe spojrzenia...twoje dziecko w inkubatorze bo coś nie jest tak jak trzeba....Ale nikt z Tobą nie rozmawia. Nikt nie umie z Tobą o TYM porozmawiac....
Rozmowa z rodzicami na poziomie szpitala jest mocno niedopracowanym tematem. Właściwie cały ten proces uświadamiania o trisomii czy innej niepełnosprawności dziecka to farsa. Przynajmniej w wykonaniu szpitala w którym rodziłam ja. Mam jednak wrażenie, na podstawie rozmów z innymi mamami, że to nie był wyjątek. Brak ewidentnie procedur, które by ten "problem" rozwiązywały. Fakt, że Rząd w całej swej potrzebie zmiany wszystkiego co dotąd było dobre dla kobiet, grzebie w tym temacie przeraża mnie. Moja wyobraźnia nie sięga tak daleko aby zobaczyc przyszłośc w szpitalu położniczym kobiety rodzącej dziecko niepełnosprawne... American Horror Story w wersji III RP.
"Zmiana ustawy o działalności leczniczej nastąpiła w czerwcu 2016. Organizacje i środowiska zaangażowane w opiekę okołoporodową nie zauważyły zmiany, ponieważ w wersji ustawy, którą dostały do konsultacji jej nie było. Weszła do projektu później, na wniosek Naczelnej Rady Lekarskiej. Zmiana prawa nie była konsultowana z żadnym środowiskiem zaangażowanym w opiekę okołoporodową, a po jej wprowadzeniu do projektu – i uchwaleniu ustawy przez parlament – ministerstwo postępowało tak, jakby nic się nie zmieniło."
piszą w https://oko.press/.
Oskarżenia rodzinne to standard. Oczywiście wina kobiety w społecznym pojmowaniu jest bezdyskusyjna. Przecież winę ponosi tak samo za gwałt, agresję fizyczną lub psychiczną, kłopoty z dzieckiem. Całe życie winna jest kobieta. Wychowane w tym duchu z trudem podnosimy się z kolan i odkładamy biczyk ("moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"). Podnoszenie z kolan jest trudne bo dodatkowo boli kark, od tych wszystkich "grzechów" których się dopuściłyśmy. Dobrze gdy mamy się po czym wspiąc do góry...Przyjaciele..
Moi przyjaciele na szczęście nie "nawalili".
Usłyszałam cudowne słowa, które były dla mnie wsparciem. Nie zaplanowane. Szczere. Pobudzające. Podbudowujące. I czasem takie proste...
"Jaka piękna ta mała, a jaka do Ciebie podobna"
"Dasz radę, bo kto jak nie TY!"
"Możesz na mnie liczyc!"
"Jeśli tylko będziesz potrzebowac mojej pomocy...Hm...mogę Ci posprzątac dom"
" Zespół Downa teraz to zupełnie inna bajka, dziś dzieciaki mają dużo lepszą pomoc. Poczytac w Internecie strony innych takich mam"
"Zawsze walczyłaś ze stereotypami teraz Góra dała Ci zadanie na miarę Twoich możliwości:)"
"Jest słodka i urocza, a z taką Mamą jak Ty zawojuje świat"
"Ale masz boską córeczkę, drugą do kompletu"
Dziękuję Wam! Wymieniam alfabetycznie:) Agnieszko, Beato, Ewo, Katarzyno, Kasiu, Magdo, Małgorzato, Moniko. Wam również Mamo i Tato.
POWTARZAM JAK MANTRĘ:
Moje córki są idealne. Nie pozwól Boże abym to spieprzyła!
Moje życie jest inne niż zaplanowałam ale to ja decyduję jak będę je odbierac!
Moje podejście do życia buduje postawę moich córek, nie mogę pozwolic sobie na byle jakośc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz